Kazimierz Dolny w odróżnieniu od Kazimierza, dzielnicy Krakowa, to jak się mówi „rzut beretem” od Warszawy. W niespełna 2 godzinki jesteśmy w zupełnie innej rzeczywistości, szczególnie latem, bo tak Kazimierz trzeba odwiedzać latem. To wtedy budzi nas śpiew ptaków za oknem i nęci nasze nozdrza zapach bzu.
Centralną częścią miasteczka jest oczywiście Rynek i od niego zaczynamy zwiedzanie. Jest zatłoczony w każdy letni weekend więc najlepiej udać się tutaj pod wieczór.
Na pierwszym planie widzimy studnię, przy niej obowiązkowe foto. To nie jedyna studnia w Kazimierzu ale ta zabytkowa z XIX wieku jest symbolem Kazimierza. Natomiast zadaszenie dobudowano do niej nieco później.
Na przeciwko kolejny charakterystyczny obiekt, postument kundelka, niegdyś mieszkańca Kazimierza, który w towarzystwie sfory psów przesiadywał na Rynku. Co prawda to nie pomnik znanego astronoma w Olsztynie, łapanego przez turystów za nos ale w tym miejscu nie mniej godny uwagi bo czubek jego nosa błyszczy równie mocno.
Na Rynku i przyległych uliczkach na uwagę zwracają kamieniczki zwieńczone jakby koronką. To charakterystyczne dla Kazimierza kamienice Przybyłów z XVII wieku, nawiązujące architektonicznie do włoskiego renesansu.
Nad Rynkiem, na jego skraju, górują wieże kościoła Św. Jana Chrzciciela i Św. Bartłomieja, nazywany też kościołem farnym. Kościół po zniszczeniach i pożarach, odbudowano w stylu tzw. architektury lubelskiej. Wewnątrz możemy podziwiać barokowy ołtarz i zabytkowe organy. Fundatorką jednej z kaplic była córka Jana Kochanowskiego.
Wspinając się w górę za kościół dotrzemy do ruin zamku i Góry Trzech Krzyży, z której rozpościera się przepiękny widok na cały Kazimierz i okolicę
W jednej z kamienic przy Rynku mieści się ciekawe Muzeum Sztuki Złotniczej, będące częścią Muzeum Nadwiślańskiego. Zgromadzono tutaj wiele eksponatów pochodzących zarówno z prywatnych kolekcji platerów, a także pozyskanych jako depozyty z Zamku Królewskiego na Wawelu czy Muzeum Narodowego w Warszawie, w tym z byłej Fabryki Norblina.
Okolice Kazimierza oferują też inne atrakcje. Jeśli będziemy w okresie kwitnienia róż, na końcu ulicy Krakowskiej natkniemy się na morze różnych odmian w Parku Miniatur Kresowych, a przy okazji poznamy historię terenów, które kiedyś były częścią Rzeczypospolitej ale już do niej nie należą.
Właściciele – pasjonaci, z zaangażowaniem opowiedzą nam o skrzydłach husarii, zwycięstwach Chodkiewicza i Sobieskiego czy zwyczajach kulinarnych tamtej epoki.
Na koniec możemy spróbować herbatki różanej i nabyć pamiątkowe różane krówki.
Idąc dalej, na skraju miasta zobaczymy połacie białego pyłu. To nic innego jak pozostałości po kamieniołomach, w których od XIV wieku aż po lata 80-te wydobywany był wapień. Powstało z niego wiele budynków w Kazimierzu i poza nim.
Kazimierz to też miasto spichlerzy, obecnie zachowało się ich ok. dziesięciu, przy ulicach Puławskiej i Krakowskiej. W większości mieszczą się w nich hotele. Już przy wjeździe do Kazimierza od strony Warszawy zobaczymy jeden z najstarszych „Król Kazimierz”. Usytuowane wzdłuż Wisły XVII-o wieczne spichlerze to kolejny charakterystyczny, rozpoznawalny element Kazimierza.
Gdyby było zbyt sielankowo, trochę dreszczyka nada nocna wycieczka z pochodniami szlakiem kazimierskich wąwozów. Wybieramy jednak dzienną przejażdżkę meleksem, który dowozi nas do wejścia pod Wąwóz Korzeniowy. Wąwóz nie jest zbyt długi, mierzy 700 m ale i tak trochę dłuższy niż ten bliźniaczy Wąwóz Królowej Jadwigi w Sandomierzu. Należy do grupy wąwozów lessowych i jest atrakcją dla fotografów i dzieci, które chętnie wspinają się po zboczu i ukrywają w wiszących, o różnych kształtach, korzeniach.
Knajpki w Kazimierzu serwują wiele tradycyjnych i regionalnych potraw. Na pewno warto też odwiedzić Herbaciarnię u Dziwisza i udać się na degustację czekolad wszystkich smaków do Wedla.
Wyjeżdżając nie zapomnijcie o kazimierskim kogucie.